Recenzja wyd. DVD filmu

Rok diabła (2002)
Petr Zelenka
Jaromír Nohavica
Karel Plíhal

Angelus in musica

Wiara w to, że muzyka może otwierać wrota do innego świata, ostatnimi czasy podupada, by nie rzec - została niemal całkowicie zapomniana. W nadprzyrodzoną moc muzyki wierzą dziś już chyba tylko
Wiara w to, że muzyka może otwierać wrota do innego świata, ostatnimi czasy podupada, by nie rzec - została niemal całkowicie zapomniana. W nadprzyrodzoną moc muzyki wierzą dziś już chyba tylko niepoprawni marzyciele. Na szczęście jednego z nich mamy całkiem blisko, niemal na wyciągnięcie ręki. W dodatku czeski reżyser Petr Zelenka, bo o nim mowa, ma pokaźną grupę przyjaciół, którzy całkiem skutecznie pomagają mu podtrzymywać te rozkoszne mrzonki. "Rok diabła" to film pod wieloma względami wyjątkowy. Przede wszystkim to jeden z nielicznych paradokumentów o muzyce i muzykach. Powiecie, że przecież na tym polu od dawna mamy już żelazny klasyk, czyli "Oto Spinal Tap" Roba Reinera. Jest jednak między tymi tytułami zasadnicza różnica. W dziele Zelenki nie oglądamy zmyślonych losów całkowicie fikcyjnego zespołu. W postacie wcielają się autentyczni muzycy, którzy w dodatku grają samych siebie. Granica między prawdą a fikcją, między urojeniem a rzeczywistością, wreszcie między wyobraźnią a zdrowym rozsądkiem zaciera się tutaj całkowicie, a widz właściwie tego nie zauważa. Efekt musi być jeszcze bardziej piorunujący dla czeskiej publiczności, dla niej bowiem grupa Cechomor, przede wszystkim zaś słynny bard Jaromir Nohavica, to jedne z najważniejszych postaci tamtejszej sceny muzycznej. Na tym jednak nie koniec przyczyn, dla których uważam "Rok diabła" za film szczególny. Otóż nie znam innego dzieła, które podejmowałoby bodaj wszystkie problemy, jakie wiążą się z byciem popularnym muzykiem, czy też szerzej - artystą. Krucha równowaga między ambicją a przyjaźnią, uzależnienie, strach, nadwrażliwość, kłopoty z niespodziewaną sławą, przelotność twórczego porozumienia - wszystkie te kwestie przeniesione tu zostają na plan niemalże transcendentalny, na pole zmagań Dobra i Zła, aniołów i diabłów. Są to jednak anioły i diabły niczym z baśni Jana Drdy, swojskie, figlarne, niekiedy złośliwe. Noszą nasze własne ubrania, nasze sprane dżinsy i rozchodzone buty. Filmowy Nohavica rozpoczyna leczenie z nałogu alkoholowego w momencie, gdy zaczyna zapominać teksty własnych piosenek. Choć terapia zakończy się sukcesem, zapisane w niektórych tekstach wspomnienia, przeżycia, wrażenia okażą się bezpowrotnie stracone, tak jak czas spędzony na piciu. Jedną z jego najlepszych piosenek będą mu musieli przypomnieć koledzy z zespołu Cechomor, a numery pokoi w hotelu, gdzie napisał szereg osobistych piosenek, okażą się tak pozamieniane, że ich pierwotnego układu nie będzie już można odtworzyć. Jan Holman, fikcyjny holenderski dokumentalista filmujący muzyków (gra go Jan Prent), okaże się głuchy na melodie noszone w sobie przez ludzi. Zrozpaczony zagubi wymarzoną drogę do Boga, która najpierw zaprowadziła go do grupy AA, potem zaś na koncerty Nohavicy. Stoczy się w alkoholowe upodlenie, którego efekty długo obserwował z bezpiecznego dystansu, przez obiektyw kamery. Całkowicie niespodziewanie między grupą Cechomor a Nohavicą zrodzi się niezwykła więź. Do spotkania muzyków doprowadzi przyjaciel barda, Karel Plihal, postać jakby z innego świata, ni to anioł, ni to natchniony szaleniec. Podczas wspólnego tournee zagrają wspólnie jedne z najlepszych koncertów w życiu i przekroczą granicę między światami. Na dzielonej przez nich scenie dosłownie pojawią się anioły. Przez wiele stuleci teoretycy muzyki posługiwali się pojęciem diabolus in musica. Ten "diabelski element w muzyce" był po prostu interwałem uznanym podług zasad niektórych systemów za nieprawidłowy. Jak jednak uchwycić w muzyce "anielski element"? Specyficzną chemię, jaka rodzi się między grającymi wspólnie ludźmi oraz ich publicznością? Jak usłyszeć angelus in musica? Udało się to Petrowi Zelence. Mało tego, zdołał ów angelus in musica nie tylko usłyszeć, ale i pokazać. W jego filmie bohaterowie trwają razem w osobliwym korowodzie, ni to piekielnym, ni to niebiańskim (a zapewne po trosze i takim, i takim). Holman niejako "przejmuje" alkoholizm Nohavicy, natomiast Frantisek Cerny, lider grupy Cechomor, pragnie się do barda upodobnić. Za niemalże nadludzkie porozumienie zawsze trzeba zapłacić - uzależnieniem od alkoholu albo od drugiej osoby, szaleństwem, manią religijną. Kiedy człowiek nareszcie się otrząśnie, przeciera oczy jakby z niedowierzaniem. Towarzyszy mu uczucie lekkości, ale i jakiegoś dojmującego braku. Cieszy fakt, że "Rok diabła", choć w ograniczonej dystrybucji dwukrotnie gościł w polskich kinach, dostaje teraz drugie życie na DVD. Żal jedynie, iż piosenki nadal nie doczekały się napisów tłumaczących treść tekstów, przez co jedna z warstw znaczeniowych filmu pozostaje niedostępna dla nieznających języka czeskiego. Stawia nas to w sytuacji podobnej do tej, w jakiej znajdowała się napotkana po koncercie przez Holmana holenderska miłośniczka Nohavicy. Dziewczyna nie rozumiała słów płynących ze sceny, ale nie przeszkadzało jej to w ich przeżywaniu. Nie powinno przeszkodzić również nam, pozostaje jednak pewien niedosyt.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jeśliby wśród narodów świata szukać jednego, który Polacy bezapelacyjnie lubią i do którego odczuwają... czytaj więcej
<a href="lkportret.xml?aa=112557" class="text">Petr Zelenka</a>, młody twórca czeski znany jest w Polsce... czytaj więcej
Dominik Kubacki

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones